Od dwóch lat słyszymy o bankructwie Grecji i groźnych konsekwencjach dla reszty Europy, a nawet świata. Postaram się tu opisać, co doprowadziło do tych greckich kłopotów, jakie są możliwe rozwiązania problemu i jakie są potencjalne konsekwencje tych działań.
Najłatwiej zrozumieć procesy ekonomiczne, wyobrażając sobie państwo jako rodzinę prowadzącą jedno gospodarstwo domowe. Na utrzymanie głodomorów zarabia pan domu prowadzący działalność gospodarczą (rząd ściągający podatki) i utrzymujący resztę rodziny. W firmie pomaga żona i szwagier (klasa pracująca) pobierająca część wyrobów firmy na własne potrzeby. Na utrzymaniu są dzieci i dziadkowie (klasa próżniacza) stanowiący liczebną większość. Pan domu może zostać zmieniony na nowy egzemplarz, jeśli tak uzna większa część członków rodziny w cyklicznym głosowaniu (wybory). Tyle tytułem wstępu.
Gdzieś w późnych latach 80-tych potencjalni panowie domu starający się przypaść do gustu rodzince, zaczęli przebijać oferty konkurentów, szermując obietnicami powszechnej szczęśliwości przed głosowaniem. Co gorsza zwycięzcy zaczęli wprowadzać je po głosowaniu w życie. Tak aby po kolejnych wyborach pozostać nadal głową rodziny. Różne 13-te i 14-te pensje, dodatki za schody w pracy i inne fanaberie. Kasa firmy zaczęła świecić pustkami. Do wyboru pan domu miał dwie drogi: albo zmusić szwagra z żoną do dłuższej i cięższej pracy na rzecz firmy nie zwiększając ich wynagrodzenia (ściągać efektywniej lub podnosić podatki), albo pożyczyć pieniądze w banku (akurat blisko był niemiecki i dawał duże kredyty). Rozwiązanie wydawało mu się logiczne, bo szwagier i żona to jednak dwa głosy w wyborach, których może zabraknąć. Dlatego też przymykał oko na drobne kradzieże (niepłacenie podatków). Dziury finansowe uzupełniał kredytami. Taka zabawa skończyłaby się pewnie dosyć szybko, bo na raty kredytowe by wkrótce zabrakło, a i chętnych banków byłoby coraz mniej. Jednak pan domu został przyjęty do Klubu Szacownego Biznesmena (srefa Euro). Był dość kiepskim przedsiębiorcą, ale za to bardzo miłym. Jego firma była dość mała i słabo przędła, jednak jako członek elitarnego klubu dostał propozycje nowych kredytów na dużo niższy procent i to w złocie (Euro). W związku z tym nadal spłacał stare kredyty nowymi w twardym kruszcu. Ponieważ wiodło się mu całkiem nieźle, całej reszcie rodziny zaczął też wypłacać ekwiwalent w złocie. Co roku musiał składać sprawozdania finansowe do zarządu Szacownego Klubu. Warunkiem udziału w Klubie była bowiem niezła kondycja finansowa. Postanowił więc nagiąć cyferki, tak aby zarząd był zadowolony.
Czas płynął, kondycja powoli się pogarszała, ale i reszta członków klubu nie odmawiała sobie życia na kredyt. Nawet tych prowadzących większe i lepiej prosperujące firmy. (cdn)